W tym względzie pewnego rodzaju dziwak ze mnie. Alkohol nigdy nie szedł w parze, niezależnie od sytuacji. Jako mała dziewczynka widziałam tatę i naszych sąsiadów, ich synów, później brata nieźle podpitych, coby nie rzec zalanych.Taki widok nie był mi obcy i zrozumiałam, że nałóg istnieje. Nie bardzo umiałam to pojąć, ale pamiętam, jak tłumaczyłam sobie tych biedaków, że oni tak lubią wódkę, jak ja czerwoną oranżadę. Moja mama nigdy nie piła żadnego alkoholu, tak samo, jak jej tata, czyli mój dziadek Paweł. Chyba mam to w genach, po mamie. Mój organizm nigdy nie był ciekawy alkoholu. Nie miałam takiej potrzeby, a może bałam się tego, wiedząc, jak wyglądają ludzie piani i ile zła wyrządzają najbliższym, ile tam płaczu i próśb na kolanach.. Jakie rzeczy wtedy mówią, co mówią, jak mówią. Cóż, tak ogólnie strasznie wzdryga mnie człowiek nadużywający trunku. Ale myślę, że ja nie piłam alkoholu, bo bardzo długo byłam dzieckiem., osobą niedojrzałą, kochająca lizaki, czekoladę, a nade wszystko taki skarb jak chałwa (jej smak poznałam mając 12 lat) i nigdy nie dojrzałam na tyle, aby nauczyć się dotrzymywać towarzystwa z kieliszkiem.
No i cóż nastąpiło to moje pierwsze zderzenie z alkoholem. Byłam świeżo po maturze i zaraz od czerwca ruszyłam do pracy, jako sekretarka. Taka ze mnie sekretarka nietypowa była. Mała, uśmiechnięta, kompletnie bez makijażu dziewczynka. Chciałam przez wakacje zaczepić się do pracy, jako ekspedientka w domu towarowym, to taka galeria handlowa, ale na miarę komunizmu. Brakowało im sekretarki, a ja po maturze, to wzięli mnie. I sumienną byłam: kawę parzyłam, na listy odpisywałam, pocztę nadawałam i pilnowałam coby każdy trochę odstał w kolejce zanim stawi się przed oblicze dyrektora tego „sezamu”. W pokoju, obok mego byli kierownicy. Dwóch eleganckich panów i kobieta. Od jakiegoś czasu słyszałam od nich wyraz nie bardzo dający mi się rozpoznać. Mówili coś o „wkupnym”. Myślałam, „hm, chyba chcą, żebym im coś dała, ale co”? Nie dopytywałam, a oni niecierpliwi się zrobili. Widocznie dłużej nie mogli czekać i zawołali mnie do swego gabinetu. A tam kilka butelek „Czystej” i ciasteczka nasze polskie, toruńskie serca w czekoladzie.
No i już wiedziałam, co to wkupne!!
Zapamiętałam na całe życie. I to na tyle nawet, że teraz Wam opowiadam. Nadmienię, iż do tej smutnej pory nigdy nie umoczyłam nawet ust w winie, piwie, czy innym twardszym paskudztwie, jak wódka. A, że dziecko karne i wstydliwe byłam, to nie ośmieliłam się odmówić kierownictwu memu. Wypiłam pierwszy kieliszek. Na moment przestałam istnieć. Nigdy w życiu nic gorszego nie zagościło w moim przełyku, nawet przez pomyłkę wzięte w barze samoobsługowym śmierdzące flaczki były lepsze (a myślałyśmy z siostrzyczką, że to grochówka). Po drugim kieliszku musiałam przybrać wyraz umierającej, że kazali mi się zabierać. Sięgnęłam po toruńskie serce, coby jakoś odkazić organizm z tej trutki. Bałam się, że spaliło mi przełyk i już nie poczuję co jem. Usiadłam w autobusie. Cały krążył ze mną. Po 10 minutach jazdy, jakoś zgięta na pół wyszłam z niego. Uszłam kilkanaście kroków i pomyślałam, że to mój koniec, przyklękłam na trawniku i .. zwymiotowałam! Moje ciało zakodowało palący trzewia smak i smród wódy. Nigdy więcej!! Mijały lata całkowitej abstynencji i wyszłam za mąż. Mąż mój chciał zabłysnąć przed gościem swoim uczonym i winem kupionym w Pewexie (twór komunizmu dla bogatych z wyższą walutą niż złotówka) uraczył. Ja miałam moczyć usta. Łyczek połknęłam i od razu pomyślałam „Boże mój to paskudztwo tyllleee kosztuje, pięciu groszy bym nie dała za tę kwasielice”. Niestety, ona ta kwasielica weszła w moje przeguby i wszystko zrobiło się miękkie, tj. kolana, nadgarstki.. . A to był tylko łyczek. Pomna tego doświadczenia przez następnych prawie 20 lat nic z procentami nie przełknęłam. Na moim pierwszym przyjęciu ślubnym w domu, dla garstki ludzi nie stawialiśmy alkoholu żadnego. Na drugim był kieliszek szampana.
No i minęło prawie te 20 lat. Pojechałam na wycieczkę autokarową. Poznałam urodziwego chłopaka, któremu nieopatrznie obiecałam wypicie piwa, jak zjawi się w Gdańsku. Myślę, „bracie, ty w środku kraju mieszkasz, już ja widzę, jak ty na zakupy do Gdańska jedziesz”! No i przyjechał. Szybciej niż sam pomyślał. Idę pogadać i wypić ten obiecany trunek, a wcześniej nigdy nie piłam piwa, tylko wąchałam. Smród ohydny. No ale co robić, jak się głupią było i obiecało. On namawia, ja się wiercę i w końcu zamawiam małą szklaneczkę piwa z sokiem malinowym. Piję..
No i było po gadce!

Dobrze, że nie miałam do domu daleko. Wróciłam, przyznałam się mamie, co zrobiłam. Nie umie Wam tego opisać, co się działo! Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, kładłam się i wstawałam, otwierałam okno, oddychałam głęboko, sapałam. W końcu rozebrałam się weszłam do wanny, uklękłam i nie wiem co chciałam zrobić, ale pragnęłam, aby mnie to opuściło, ta szklanka piwska. Cofałam się, jak ten kot przed wymiotowaniem i nic. Mama położyła mnie pod koc, kazała spokojnie leżeć i zasnąć. A dzieciom nakazała nie podchodzić do mamusi, bo chora. Przespałam się i ożyłam, ale nie chciałabym już nigdy przeżywać tej niemożności znalezienia sobie miejsca. Ja się nie nadaję do picia. Chyba, że coli ta mi jakoś chętnie pcha się do żołądka. I nie dyskutuję teraz, co z tego gorsze. Ja po każdym łyku każdego alkoholu umieram, a po herbacie czarnej mocnej, czy coli, nie. Więc piję to, co mogę, na co pozwala mi moje ciało.

Wszystko jest dla ludzi, tylko z umiarem, ale ja nawet z umiarem alkoholu nie mogę. Więc się z nim nie męczę. Lubię za to słodycze z daleką nutką alkoholu, np. ciasta z kremem na spirytusie czy likierze. I już panowie wiedzą, czym można mnie skusić. Kawiarnia, ciasto i spacer.. Kokietka! A tak!!
Trochę powagi na koniec. Wpis jest o moim piciu, nie o alkoholizmie, z którym przyszło zmierzyć się dziecku. dlatego, nie czuć tu łez, strachu, niedotrzymanych obietnic.
Alkohol niszczy Ciebie i tych, którzy Cię kochają. Dzieci! Uważajcie na nie. Są bezbronne.
Współczuję też matkom, które nie mogą pomóc swojemu dziecku uwikłanemu w tę chorobę.
Nie chciałabym mieć mężczyzny, który codziennie przed snem pije piwko, dwa. To jest alkoholik, jeśli nie wytrzymuje, jeśli musi..