Poruszę dziś temat, którego nie sądziłam, że powinnam, a raczej, że mam potrzebę. Ale moja znajoma, też mama trójki dzieci, przeżywa natłok myśli i chce wiedzieć, jak ja to zrobiłam. Jak udało się odejść, kiedy odpowiadałam za trójeczkę Okruszków.
– „Przysięgałaś przed Bogiem!!!”.
Takie słowa usłyszała kobieta, kiedy poprosiła męża o rozwód.
Nie namawiam nikogo do rozwodu. Przeżyłam go i wiem, co to jest. Choć może nie do końca, bo mój był łagodny, bez szarpania. Sama napisałam wniosek, swoimi słowami opisałam nasze małżeństwo, na końcu prosząc o potwierdzenie urzędowe, tego, co i tak już ma miejsce. Wyprowadziłam się rok wcześniej, mieliśmy rozdzielność majątkową i nie sypialiśmy razem od 12 lat. Ja zrzekłam się wszystkiego, bo przecież weszłam do jego mieszkania po babci. Wzięłam tylko meble ze swojego pokoju (kupiłam je z nagrody dyrektorskiej). Nie byliśmy bogaci, nie było czego dzielić. Do sądu przed rozprawą złożyłam też oświadczenie, że zrzekam się alimentów na dzieci (11, 15, 18 lat), argumentując, że to dobry człowiek, i jak będzie na coś potrzeba pomocy finansowej, to na pewno wesprze, jak będzie miał. Sąd i tak zasądził, motywując, że chodzi o dobro dzieci. Zapytał, ile potrzebuję na utrzymanie dzieci. Kuląc się, że muszę jakąś kwotę podać, wyszeptałam 200 zł. Na co sąd zwrócił się do protokolanta; -„Proszę zaprotokołować: każdego do 10 dnia miesiąca, należy uiścić na konto Barbary… po 200 zł na każde z trójki dzieci”. Szybciutko podniosłam dwa paluszki, jak grzeczne dziecko w klasie, wstałam i wyjąkałam, że chodziło mi o 200 zł na całą trójkę dzieci. Sąd zmierzył mnie tylko demonicznym wzrokiem. Zamilkłam. Ale było po mojemu. Wychodząc z przytłaczającego gmachu, zatrzymaliśmy się na chwilę, przytuliliśmy. On życzył mi uwagi na siebie, a ja przeprosiłam i potwierdziłam, że nie chcę alimentów. Jak będę w biedzie poproszę.
Chciałam rozwodu, bo miałam nadzieję! Nadzieję na lepsze jutro, którego przecież już niewiele zostało. Gdybym nie poznała dobrego człowieka, (hm zastanawiające, kolejnego dobrego człowieka i nic) nie ruszyłabym się z trójką dzieci. Nie miałam swojego dachu nad głową, a pensja nauczyciela na niewiele zdałaby się. Gdybym wynajęła pokoik, to gdzie z trójką takich dużych dzieci weszłabym? A jeszcze, jakby ojciec dzieci uparł się, to odebrano by mi dwoje dzieci, a najmłodsze zostawiono na pocieszenie, bo finansowo niewydolna. Chcę Wam tylko powiedzieć, że oparłam się o drugiego mężczyznę, dlatego chojraczka podała o rozwód.
Rozwód to trudna decyzja. Do końca nie wiesz, jak to wpłynie na dzieci. Nieraz, jak coś nie wyjdzie, albo ułoży się inaczej, myślisz to przeze mnie, bo zachciało mi się rozwodu. Dziecko ucieknie Ci do „lepszego” kraju, myślisz przeze mnie, inaczej byłoby gdy ojciec był na miejscu. Nie zechce podjąć studiów, myślisz przeze mnie, byłoby inaczej. Może pochopnie podejmie decyzję o rzuceniu szkoły, młodym, pochopnym wyjściu za mąż.., myślisz przeze mnie. Jeśli jesteś wrażliwą osobą, twój czyn będzie Cię gnębił latami, a sumienie skrobało serce codziennie, że zachciało Ci się miłości. Teraz po latach mogę powiedzieć, że mi, mój czyn wyszedł na dobre, choć nadal nie mam męskiej miłości. Cieszę się istnieniem w spokoju i bezpieczeństwie. Czasami potrzeba nam nie tyle drugiego męża, żony, co własnego „M”.
To była właściwa decyzja, ale tylko ja wiem, ile mnie to wszystko kosztowało.
Nie możesz już wytrzymać w małżeństwie i masz dość noszenia okularów przeciwsłonecznych zwłaszcza zimą. I tych szeptów w sklepie „ciekawe, o którą szafę tym razem uderzyła się”? Kobiety, czy mężczyźni bici w związkach nie opowiadają o tym, nie żalą się. Księdzu na spowiedzi przyznają się i proszą o radę.
Jeden ksiądz powie, – „Musisz nieść swój krzyż”. No ładna mi ewangeliczna rada! „Mówienie katowanej kobiecie, że ślubowała wierność i dlatego nie wolno jej opuścić męża kata, jest parodią religii” (ks.A.Boniecki). A ja powiem i doda, że „Bóg tak Ciebie ukochał, że z miłości zsyła Ci takie cierpienie”, jest podwójną parodią. Nawet Jezusowi pomagano nieść krzyż. Szymon dźwigał z nim, a św.Weronika pomagała, ocierając twarz. Znam rodzinę, gdzie matka z małymi dziećmi ucieka z domu na noc, kiedy mąż wraca spity. To człowiek agresywny, zwłaszcza, jak wpije. Bije ją i dzieci. Uznanie takiej sytuacji za normalną, to kapitulacja wobec zła!
” Nie każde zło, jakie nas spotyka jest krzyżem, którego niesienie zalecił Jezus. To przyzwolenie jest udziałem w złu” (ks. A.Boniecki). Kościół na szczęście, przy twardym podejściu do nierozerwalności więzów małżeńskich dopuszcza separację. Może – „nie opuszczę cię..” znaczy: – „nie wezmę nikogo innego na twoje miejsce”?
Na koniec powiedziałabym tak: dziewczyny i chłopaki, nie pozwólcie niszczyć swojego życia. Ono jest jedno, bezcenne. Troszczcie się także o siebie.
Nie chodzi tylko o przemoc fizyczną, o strach, lęk, pijaństwo, ale i przemoc psychologiczną, mniej zauważalną. Ciężko jest mieć obok siebie człowieka, na którym nie można polegać i który codziennie wgniata cię butem w ziemię, jak wesz. Czujesz się upodlonym, zgnębionym. Niczym! A przecież jesteś dzieckiem Boga. Walcz o małżeństwo ile się da, dopóki widzisz sens lub odpuść i przestań bić głową w ścianę.